Thursday, 8 July 2010

Kto ty jesteś? Polak mały!

Nigdy nie myślałem, że będę miał pomysł na napisanie czegoś o tematyce narodowościowej. Staram się trzymać z daleka od tematu patriotyzmu, jednak przebywanie na obczyźnie sprawia, że bardzo często namawiany jestem do wypowiedzi na temat mojego kraju, co jest często niezwykle trudne. Odpowiadanie na pytania o Polskę (jaka jest sytuacja polityczna? czy PiS to partia neofaszystowska? Co to są gołąbki?) sprawia jednak, że w muszę sobie pewne rzeczy układać w głowie.
Do przelania kilku wniosków (albo raczej pytań) na ekran komputera skłonił mnie artykuł w Dużym Formacie Gazety Wyborczej pod tytułem Pranie.pl autorstwa Tomasza Kwaśniewskiego. Jest to luźny zapis rozmowy między dwoma dziennikarzami o skrajnie różnych poglądach. Rozmowa dotyczy głównie podstawowych problemów polskości, religijności, europeizacji, homoseksualizmu, no i oczywiście katastrofy pod Smoleńskiem.
Od dwóch i pół roku mieszkam w Londynie, po raz pierwszy pojechałem do Polski na trzytygodniowe wakacje w sierpniu zeszłego roku, po dwudziestu miesiącach nieobecności. Trójmiasto tętniło życiem, knajpy otwarte całą noc, tunel pod Sopotem, tramwaj na Chełm... Nie brakło oczywiście elementów zaściankowych, jak pokrzykiwanie na dwie całujące się dziewczyny na jednym z przedproży, czy ucieczka przed dresiarzami, którym nie spodobał się widok sześciu panów idących na imprezę w sukienkach (a może to fakt, że nie ogoliliśmy nóg wzbudził takie oburzenie). Widoczny progres w kontraście z mocno osadzonym zestawem fobii rozmaitych. Poczułem się znów, jak u siebie, uczucie, które nigdy mi nie towarzyszy, gdziekolwiek i z kimkolwiek w Londynie. Poczułem tęsknotę, jakkolwiek musiałem wziąźć poprawkę na to, że nie mieszkam i nie zarabiam w Polsce, no i jest środek sierpnia, a nie środek listopada.
Mieszkam w Londynie i jestem Londyńczykiem. Nie staram się tu przypiąć sobie medalu zasług, nie jest to honorowe obywatelstwo. Londyńczykiem zostaje się w ciągu tygodnia od przyjazdu. Jest to miasto przyjezdnych. Londyńczykiem może zostać każdy, można nim być na etat pełen, lub na pół. W Londynie mieszka (lub zatrzymuje się) więcej Londyńczyków niż Anglików. Jestem mieszkańcem świata Zachodu, targanego kryzysem wartości i waluty. Świat Zachodu, do którego Polska tak uporczywie i konsekwentnie próbuje się dopasować. Poziom życia jest oczywiście nieco wyższy, jestem w stanie przeżyć i stać mnie na przyjemności, mimo że moje kwalifikacji zawodowe nie są zbyt wysokie ani oryginalne.
Nie sądziłem, że stanę się niejako reprezentantem mojego kraju. Jako przedstawiciel licznej polskiej społeczności, często jestem pytany o rzeczy typowo polskie, jak poglądy polityczno-społeczno-religijne, przekleństwa i polską kuchnię. Na kuchni nie znam się zbyt dobrze, przekleństwa mam opanowane, a poglądy... skłaniający się na lewo ateista otwarcie akceptujący dowolność orientacji seksualnej... jak to? z Polski?? Nie próbuję tu powiedzieć, że jestem jedyny, aczkolwiek jeśli skupić nas wszystkich o podobnych poglądach, to na pewno nie jesteśmy akceptowani (jesteśmy jednak tolerowani) przez ogół polonijnej społeczności stolicy Zjednoczonego Królestwa. "Jesteś bardziej europejski niż polski" - usłyszałem kiedyś. Nie zgadzam się, cały czas chcę być jak najbardziej polski. Nie pasuję jednak do stereotypu. Odwróćmy jednak medal i spójrzmy na sprawę polską z perspektywy jej dziedzictwa kulturowego. Kiedykolwiek spotykam kogoś nieco lepiej zorientowanego w tematyce teatru i sztuk pięknych, rozpoczynają się dyskusje o Grotowskim, Witkacym, Bałce, czy Ziółkowskim. W tym kontekście przymiotnik "polski" nabiera innych cech, w tym kontekście mówimy o czymś silnym, kontrowersyjnym, odważnym, interesującym, trudnym. Wspominana przeze mnie w jednym z poprzednich wpisów "4.48 Psychoza" Sarah Kane w reżyserii Grzegorza Jarzyny to świat bez boga, honoru i ojczyzny, inscenizacja tej brytyjskiej sztuki nie mogłaby być bardziej polska w swoim zimnie i bezpośredniości. Oszałamiający sukces w Edynburgu i Londynie.

Więc jak to jest z tą całą moją polskością? Można powiedzieć, że ostatnio każdy z nas miał wiele okazji by nad tym podumać w obliczu katastrofy pod Smoleńskiem i wyborów prezydenckich. O katastrofie chyba nic nie napiszę, bo nie mam ochoty, co do wyborów to sam się zgubiłem. Na kogo głosować? Na prawicę czy na prawicę? Lewica nie, lewica to zło, to komuniści, tortury, zomo i pieluchy z tetry! Tutaj przyznam szczerze, że nie mam w tej chwili pojęcia o polskiej polityce. Za czasów liceum i redagowania jednego z niezależnych internetowych serwisów informacyjnych byłem w stanie streścić z głowy aferę Orlenu dzień po dniu. W tej chwili po prostu mnie to nie interesuje. Nie przyznaję się do tego z dumą, powinienem spędzać więcej czasu studiując arkana afery hazardowej albo ustosunkowując się do ostatniej wypowiedzi Palikota, jednak jeśli już mam się zmuszać do nudnych zajęć, to na szczycie mojej listy znajdą się rozgryzanie brytyjskiego systemu podatkowego, albo rozmowa z Anglikiem o piłce nożnej. Niemniej jednak bardzo często pytają mnie o polską politykę i wtedy dochodzę do wniosku, że uciekłem od zainteresowania tym tematem z lenistwa. Wyjechałem, nie interesuje mnie to, nie muszę tego rozumieć, dziękuję. To jest oczywiście błąd, ale jak ja mam się ustosunkować do bełkotu?
Dużo bardziej ustabilizowany jest mój stosunek do religii: Boga nie ma, a religia to jedna z najsilniejszych ideologii władzy, która czyni więcej złego niż dobrego. Ateizm jest jednym silniejszych elementów składających się na całokształt mojej tożsamości i jest to moja osobista tożsamość, która nie ma nic wspólnego z tożsamością narodową. Jestem Polakiem w takim samym stopniu jak polski katolik, żyd, czy muzułmanin.

Dyskusja dziennikarzy opublikowana w DF nasuwa mi podstawowe pytanie - co to takiego tożsamość narodowa? I w tym krótkim tekście nawet nie będę próbował na to pytanie odpowiedzieć. Wiem, że w Polsce czuję się jak u siebie i zależy mi na tym, żeby jej mieszkańcy byli szczęśliwsi. Wiem, że na ulicach Londynu Polak zawsze rozpozna Polaka i to nie po reklamówce w ręce, czy dresie, tylko tak po prostu - po twarzy.