Tuesday, 11 August 2009

Dobry wieczór, dobranoc, dzień dobry

Jestem w Polsce. Wiśniówka na Zbyszka z Bogdańca, sprawy nie cierpiące zwłoki i ciągle coś jest na rzeczy. Ludzie albo sumiennie i skrupulatnie dążą do zupełnej destrukcji, albo leniwie i bezwiednie wykorzystują swój potencjał budowania świetlanej przyszłości. Generalnie, z kimkolwiek nie gadam, to idzie mu dobrze i do przodu. Przyjechałem do mojego rodzinnego miasta. To jest miejsce, w którym się urodziłem (właściwie to w Gdyni), dorastałem i wychowywałem. Moim domem jest jednak w tej chwili Londyn. Jestem stąd, ale mieszkam tam. Niektórzy rzucają się w ramiona, inni patrzą zbyt daleko z góry lub z dołu, zawsze liczą się ci, którym można spojrzeć w oczy. Rzeczywistość się nagina, ale krystalizuje. Cieszę się, że przyjechałem, cieszę się bardzo z tego co widzę.

Mam wrażenie jednak, że za chwilę wyjeżdżam, a nie wracam, do Londynu. Mam nadzieję, że po dwóch tygodniach tutaj nadszedł czas na kolejny etap.

Fryderyk Koch był cichym mieszkańcem Berlina. Tak naprawdę, zaczęło być o nim głośno sto dwadzieścia lat po jego śmierci, kiedy pewna tajemnica skłoniła do otwarcia krypty i okazało się, że nikogo tam nie ma.